6 Minut czytania
ikona
ikona

Rzecz o królach i dworach

.

Monarchia Brytyjska. Jedna z najdłużej funkcjonujących, jedna z najstarszych w Europie. Potężne imperium piszące historię świata przez większość znanych nam dziejów. Walcząc na frontach wojen światowych, prowadząc globalną politykę kolonialną, dokonując rozłamu w świętym kościele katolickim Czy śląc zbrojnych przez kanał la manche ku niezliczonym polom średniowiecznych bitew. Niezależnie, na który wycinek historii wyspiarzy spojrzymy, zawsze twarz zmian będzie stanowił monarcha. Król, tudzież królowa. Przyjrzyjmy się więc kilku przykładom portretowania tychże postaci językiem filmu. 

Oddajcie królowi co królewskie 

U początku opowieści o władcach z krain albionu stoi jeden niekwestionowany mistrz pióra. William Shakespeare. I to właśnie od niego wypada zacząć. Jest to co prawda opowieść o Szkotach. Jednak wciąż rzecz ma się monarchów. Makbet, bo to o tym utworze mowa. Jest dziś niekwestionowanym arcydziełem dramatopisu, a na pewno najpopularniejszym dziełem mistrza. O ignorancję można posądzić nie znający pozycji, o głupotę bagatelizujących jej impakt kulturowy. Nikt jednak nie spodziewał się, że ponad czterysta lat po opublikowaniu to dziesiąta muza zaproponuje najciekawszą inscenizację dzieła. Mowa tu bowiem o ekranizacji z roku 2015 w reżyserii Justina Kurzela. W rolach głównych Michael Fassbender i Marion Cotillard. Na czym polega więc wielkość utworu? Autor dokonuje symbiozy perfekcyjnej. Bierze co najlepsze z wrażliwości teatralnych desek, następnie przepuszcza przez efektowność ruchomych obrazów. Nie poprawia mistrza. Fabuła jest prawie nienaruszona, dialogi w oryginale. Aktorzy odgrywają je jednak bez cienia fałszu. Wymieniony duet grą aktorską wkłada w dialog emocje, których widz nie spodziewał się poczuć w tak starym zapisie. Wciąż brzmi to jednak jak solidna sztuka teatralna. Gdzie więc ta doskonała synteza? Kamera oddaje coś czego nie doświadczyliśmy przez żadne inne medium. Pejzaże szkocji zapierają dech w piersiach. Pradawne siły kontrolujące przebieg wydarzeń są mroczne i oniryczne. Bitwy są plastycznym manifestem przemocy, ale też siły leżącej w rękach bohatera. Tak, Makbet jest żołnierzem, dowódcą. I to właśnie zarysowując jego charyzmę na polu bitwy. Film portretuje go w sposób do tej pory niedostępny. Wszystko co stanie się w dalszych meandrach fabuły stanowić będzie reperkusje pełnionej pierwotnie roli. Roli, którą sprzeniewierzył u podstawowych wartości kierujących jej postawami. Nie bez powodu posłużyłem się w większości przykładami wizualnymi. Makbet jest filmem pięknym. Stojący za kamerą Adam Arkapaw stworzył być może jeden z najlepiej wyglądających filmów XXI wieku. Rewia kolorów nie tylko zamienia kadr w ruchome dzieło sztuki. Obrazuje stany emocjonalne i wagę wydarzeń. Jednak te trzeba zobaczyć już samemu. W połączeniu z perfekcyjnymi kostiumami i scenografią. Gwarantuje pełną immersję doznań, pomimo kilku wiecznego scenopisu.

Nowe szaty króla 

Pozostając jednak przy Shakespearze warto przyjrzeć jednej z jego najnowszych inkarnacji. Wyprodukowany przez Netflix “Król” z 2019 roku jest koroną wśród adaptacji filmowych utworów wielkiego pisarza. Ekranizowania klasyka nie porzuca również Arkapaw. Znowu stając za kamerą. Proponuje jednak nową interpretację wizualną. Dojrzalszą, jak cały film. Rezygnuje z rewii barw, na rzecz ascetycznej skromności. Pustki, którą film zbudowany jest także na poziomie dramaturgicznym. Nie jest to bowiem historia o przywódcy, a o dorastaniu do przywództwa. I właśnie samotność towarzysząca sprawującemu władzę stanowi jedno z głównych przesłań płynących z Króla. Przekona się on o tym zarówno w znoju pola walki, jak i podczas dworskich intryg. Te pierwsze zostaną sportretowane w sposób brutalny i pierwotny. Obdarty z jakiejkolwiek romantyczności. Już pierwsza scena filmu zdefiniuje ich charakter. Oto jeden z angielskich możnowładców dobija rannego szkota. Bez skrupułów, bez wyrzutów. Cel uświęca środki. Korona karmi się krwią zbuntowanych. Dworskie intrygi stanowią podręcznikowy przykład rozpisania scenariusza w kinie kostiumowym. Racja stanu zdaje się oczywista, cel jeden. Jednak każda decyzja plasuje się w meandrach wątpliwej moralności. Jej konsekwencje nieoczywiste. Za każdy błąd trzeba pokutować na polu bitwy. “Wielki zły” spokojnie obserwuje ruchy króla czekając na atak. Do końca posyła pionki. Do końca nie odsłania oblicza. Mistrzowskim zabiegiem okazało się obsadzenie w roli tytułowego monarchy  Timothée Chalameta. Młody aktor zarówno przez swą oszczędną grę jak i niemalże filigranową posturę pogłębia wydźwięk Henryka V. Postaci która z hulaki musi stać się przywódcą. Z renegata, królem. Tak jak cała Anglia musi uwierzyć, że w cherlawym ciele żyje duch gotów unieść ciężar korony. Tak widz musi uwierzyć, że drobny Timothée stanie się władcą mogącym zjednoczyć nękane wojną królestwo. Aktor pogłebia przemianę. Napisana na papierze postać zaczyna żyć. 

Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów 

Jedną z najsilniejszych interpretacji postaci zasiadającej na brytyjskim tronie dostarcza Cate Blanchett w filmie “Elizabetch”. Rozprawa o uformowaniu się Królowej-Dziewicy, stanowi możliwość wchłonięcia dziejów pozbawionej krztyny fałszu. Brak anachronizmów, bogata scenografia, czy wreszcie kostiumy uhonorowane statuetką amerykańskiej akademii filmowej, stanowią hołd dla epoki. Stawka jest oczywiście wysoka stosownie dla opowiadanej fabuły. W kadrze zamyka się cały ciężar utrzymania w ryzach państwa. Stawka zbudowana wokół elekcji oraz braku koherencji religijnej buduje obraz kraju zmagającego się z problemem wykraczającym poza zdolności przywódcze jednej osoby. Mimo tak zarysowanego konfliktu nie jest to obraz dorastania do przywództwa. Jest to historia o odrzuceniu przymiotów charakteru. Z początku Królowa będzie musiała odrzucić swą naiwność, aby zapanować nad państwem. W następnej części utworu porzuci niewinność, odcinając się od spraw serca. W końcu porzucając samą siebie, stając się matką dla całego królestwa. Nie jest to jednak podróż tragiczna. Jak patetycznie by to nie zabrzmiało, wewnętrzną podróż monarchini uświęca racja stanu. Obserwujemy więc nie tyle opowieść o utracie, co o poniesieniu ceny. 

Monarcha w garniturze 

Jak jednak zauważyłem u początku tekstu, imperium brytyjskie jest jedną z najdłużej panujących monarchii. Warto więc zwrócić uwagę na współczesne obrazowanie rodziny królewskiej. Tych zafascynowanych jej obrazem odsyłam do telewizyjnej produkcji “The Crown”. Tutaj chciałbym wspomnieć o filmowym przykładzie. “The King’s Speach” bo o tym filmie mowa, rozgrywa się w roku 1939. Głównym protagonistą jest król Jerzy VI. Władca zmagający się z jąkaniem. To właśnie den defekt u postaci stanowi motor napędowy całej dramaturgii. Film jest więc opowieścią o poszukiwaniu charyzmy. Jednego z głównych przymiotów sprawowania władzy. Podróż do niej zostanie rozpisana na dwa głosy. Królewski, oraz specjalisty od dykcji. To właśnie przyjaźń pomiędzy duetem pomoże rozwinąć we władcy cechy których poszukiwał, mylnie sądząc, że głos jest celem. Sam film zaproponuje nam intymną opowieść o człowieku zmuszonym przez historię do bycia jednostką nieprzeciętną. Opuszczając jednak światła reflektorów jest zwyczajnym człowiekiem. Samotnym, zamkniętym w pałacowych salach. Muszącym zmierzyć się z ponownym zdefiniowaniem roli króla we współczesnych czasach. Zwłaszcza w momencie agresji hitlerowskich niemiec, jego postawa zostanie poddana próbie. Jeśli kogoś interesuje szerszy kontekst geopolityczny, niech nie szuka go w tej produkcji. Jest to historia kameralna. Mimo, że królewska to bardzo osobista. Rzeczony kontekst można odnaleźć w filmie “Czas Mroku”. Ten warto obejrzeć, aby zobaczyć jak Gary Oldman staje się Winstonem Churchillem. Sam król jest postacią ważną, lecz drugoplanową. Figurą pieczołowicie rysowanej sceny politycznej okresu drugiej wojny światowej.

Każdy z wymienionych filmów jest zaledwie naruszony. Pojedyncze omówienie każdego z nich mogłoby stanowić źródło niemałej rozprawy. Również jako całość stanowią źródło selektywnego doboru. Są jednak zbiorem jednych z większych produkcji kinowych ostatnich lat. Solidnie portretują postacie władców. Ich dylematy moralne. Wybory zakrawające dla nas o abstrakcję. Każdemu z pełną szczerością mogę zaproponować ich seans, aby ustanowić punkt wyjścia do historii jaką proponuje dziesiąta muza w swych rozważaniach o władcach z wysp brytyjskich. 

Autor: Stanisław Ludwik

Spodobał Ci się wpis? Podaj dalej!
< poprzedni artykuł następny artykuł >
0 Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Dziękujemy, zapisałeś się na naszą listę mailingową. Teraz potwierdź zapis w wiadomości, którą dostałeś na maila.
Skip to content